Na poczatku niestety musimy doniesc, ze 11 marca wracamy do Polski. Poniewaz nasze fundusze powoli sie wyczerpuja, zakupilismy juz bilet powrotny. W Warszawie bedziemy tak jak doniosl Anthem na poprzedniej stronie okolo 15.30:( Wolelibysmy jechacnaprzyklad do Australii i Nowej Zelandi niz do Polski. Ale taki jest ten swiat. Moze innym razem zaliczymy Antypody.
A teraz wracamy do Kambodzy i tytulowej mafii:)
Tajlandia pod wieloma wzgledami rozni sie od tych krajow azjatyckich, ktore juz dotychczas odwiedzilismy w naszej podrozy. Jednak w jednej kwestii na pewno nie odbiega od pozostalch-naciaganie turystow. Tutaj odbywa sie to jednakże w sposob bardziej wyrafinowany, bo i kultura mieszkancow na wyzszym poziomie. Pierwszy przyklad to wizy, ktore nie mile zaskoczyly nas na lotnisku. Otoz wizy 15dniowe kosztowaly swego czasu 15$ a 30dniowe 30$. Bangkok dysponuje poteznym terminalem lotniczym, ponoc drugim co do wielkosci w Azji a moze nawet na swiecie, wiec wiekszoc osob podrozujacych w tej czesci kontynentu, przylatuje do Bangkoku. No wiec korzystali z wizy 15-dniowej bo taka wystarczyla na dojazd do sasiednich krajow lub nawet po noclegu w Bangkoku na kolejny lot do wybranego miejsca. Nie trzeba bylo kupowac wizy za 30$, zeby np. spedzic kilka dni w Bkk. No ale widocznie Krolestwo Tajlandii ponosilo zbyt duze straty z tego tytulu. Wiec wprowadzono genialna zmiane- i 15 i 30 dniowe wizy kosztuja po okolo 30 $. Prawda,ze sprytne? Nikt nie zaoszczedzi a do kasy wplynie wiecej dewiz. Nawet chcac spedzic jeden nocleg w Bangkoku trzeba zaplacic 30$ a jesli do tego samolot powrotny masz np. za 31 dni lub wiecej i wiza 30dniowa nie wystarczy to tym lepiej!! Bo musisz kupic dwa razy 15 dniowa i wybulic 60$. Natomist z Kambodza, do ktorej z tego kraju podróżuje mnstwo turystow, Tajlandia stworzyla swietny duet. Biura turystyczne, ktorych w poblizu ul, Khao San jest jak grzybow po deszczu, oferuja rozne uslugi: zalatwianie wiz, wycieczki, transport maja rowniez w swojej ofercie wycieczki do Kambodzy oraz przewozy do granicy lub Siem Rep jak kto woli. I to wlasnie dziala jak prawdziwa mafia. Wykupilismy transport do Siem Rep za 500BHT za osobe. Rano stawilismy sie przy autokarze, rozdano bilety i ruszylismy w droge, Przed odjazdem "mejscowy mafioso"zebral paszporty i pieniadze na wize w kwocie 1200BHT (ok34$) na osobe podczs gdy oficjalnie wiza kosztuje 25 $. Odmowilismy zaplaty i Przemek powiedzial, ze sam zaplaci na granicy. Po zebraniu pienedzy od reszty turystow, paszporty i kase zostawil kierowcy po czym wysiadl z autobusu i zadowolony, usmichniety od ucha do ucha, pomachal nam na pozegnanie krzyczac jeszcze, ze po dotarciu do Anghor Wat nasze serca beda szczesliwe. Po ok. 4 godz jazdy zatrzymalismy sie w przygranicznym miasteczku w restauracji. To byl pierwszy przystanek na drodze mafijnego przerzutu. Autobus nigdzie dotychczas sie nie zatrzymywal, wiec bylo wiadomo, ze ludzie w tej restauracji musza cos zjesc, gdyz na miejsce dotrzemy dopiero pozno w nocy. Wszyscy sie podniesli gotowi do wyjscia, a tu w drzwiach staje usmiechnieta Tajka, nie pozwala wysiąść, tylko po kolei zbiera bilety a przykleja kazdemu na piers nalepke w okreslonym kolorze. To bylo kolejne cwane posuniecie. Okazalo sie bowiem, ze kolor nalepki oznacza czy dana osoba jedzie tylko do granicy czy tez do samego Siem Reap. Byl to sygnal dla kambodzanskiego agenta taksowkowego, ktory odrazu wiedzial do kogo ma startowac, zeby zabrac go taksowka od granicy. Gdy juz wszystkich namowil na swoje uslugi i zebral kase (płatne z gory) zaczal rowniez werbować tych, ktorzy zaplacili za transport do Siem Rep, mowiac, ze autobus wolno jedzie, droga wybosita itd. Podczas lunchu rozdano także wnioski o wize do wypelnienia i kategorycznie zazadano od nas kasy. Gdy Przemek ponownie powtorzyl ze zaplacimy na granicy, to Tajka powiedziala, ze wizy zalatwia sie w konsulacie i teraz trzeba zaplacic. Nie bylo rady, dalismy kase choc bylo wiadomo, ze to jest za duzo. Powiedzialam Przemkowi, ze gdy oddadza paszporty sprawdzimy ceny na wizie i bedziemy sie domagac wyjasnien dlaczego zaplacilismy wiecej skoro wiza kosztuje 25$. Nie chodzi juz o te kilkanascie dolarow ale o sam proceder ciaglego naciagania. Widocznie jestesmy upierdliwi, bo inni nie mieli takch problemow i chyba byli zadowoleni, ze nie musza stac w kolejce do urzednika. Ale nic z tego.. Pieczatke z cena na wiazach postawiono w taki sposob, ze nie mozna bylo odczytac kwoty. Malo tego, nigdzie nie bylo widac biura z napisem Immigration office, zeby sprawdzic ile w koncu ta wiza kosztuje lub samemu ja zalatwic. Okazalo sie, ze cale to skorumpowane biuro bylo za restauracja. Ale to nie koniec... :)
Po przejsciu przez granice i wszystkich odprawach, przejal nas kolejny przedstawiciel gangu, ktory wszystkim dyrygowal jakby prowadzil grupe przedszkolakow. Cały przerzut byl bardzo "dobrze" zorganizowany. W koncu dotarlismy do Siem Rep (ok.21) autobus przejechal przez centrum gdzie byly hotele i Guest Housy i wiezie nas dalej. Zastanawiamy sie z Przemkiem, gdzie on jedzie i dlaczego nas nie wysadza. Mafioso informuje, ze jedziemy na Bus station i wywiezli nas na jakas ciemna pipidowke, ktora mogla byc najwyzej zapleczem bus station. Ale bacznie obserwowalismy droge, ktora jechal autobus przez miasto. A mafioso mowi, ze stad za 1lub 2$ tuk-tuki zawioza wszystkich do centrum i zeby bagaze z autobusu złożyć na kupkę, nie rozchodzic sie, bo jedziemy po dwoch trzech do hoteli i on musi wiedziec kto w jakim hotelu sie zatrzymal w razie ( jak to ujal, gdyby ktos pomylil bagaz:) choc w autokarze nie omieszkal z naciskiem podkreslic, zeby kazdy zabral swoje rzeczy bo firma nie ponosi odpowiedzialnosci, jesli ktos czego zapomni. Teraz juz bylo wiadomo dlaczego nie wysadzili nas w miescie. To przeciez koljeny krok mafii: tuk-tuki i hotele. Za autobusem, ktory wjechal w jakies podworko zamknieto brame i tylko mafijni tuk-tukciarze mieli wstep- zreszta czekali juz grzecznie na przyjazd autobusu i nawet pomagali wszystkie bagaze wyjac z pojazdu:) Tego juz bylo za wiele, wzielismy nasze plecaki i postanowilismy, ze idziemy pieszo do wybranego przez siebie hotelu a mafii nie damy wiecej zarobic. A na to jeden z mafiosow, gdy tylko zobaczyl, ze sie oddalamy od pozostalych, podniósł alarm. Wolal za nami, ze mamy nie odchodzic bo wszyscy jedziemy tuk-tukami. Przemek na to odpowiada, ze my nie chcemy zadnego tuk-tuka i idziemy pieszo. Na to mafioso, mowi, ze nie mozemy isc bo do centrum jest daleko, jest ciemno i firma odpowiada za swoich klientow. Tu juz przeszedl samego siebie, Dorota powiedziala mu, ze jest smieszny i ze mozemy isc gdzie tylko chcemy. Otworzylismy zasuwe na bramie i wychodzimy a ten idzie za nami i dalej swoje.... Szkoda bylo dyskusji. Zawolalismy tylko ubawieni goodbye i pomachaliśmy mu ręką na pozegnanie. Ruszylismy w strone skad przyjechai nasz autobus, za chwile dopadli nas nie stowarzyszeni w mafii tuk-tukciarze ale ich tez zignorowaliśmy. Po jakis 10min marszu dotarlismy do pierwszego Guest Housa ale byl pelen. Nastepny zaoferowal nam luksusowy pokoj (jak nasze wymagania) za 7$. To bylo jak do tej pory najfajniejsze lokum w czasie calej naszej podrozy:) Nawet ten hotel na Sri Lance za 25$ mial nizszy standard.
No wiec sie skusilismy, bylismy juz zmeczeni i nie chcialo sie nam isc dalej w kierunku centrum. Nasz Guest House nazywa sie Elisa. Co prawda nie ma w nim cieplej wody ale w temperaturze jak jest na zewnatrz wcale nie jest potrzebna. Jest za to telewizor, reczniki, wygodne lozka, posciel do przykrycia, klapki w lazience, szczoteczki i pasta do zebow, meble, siatki przeciw komarom w oknach, papier toaletowy, woda do picia. ale na wszelki wypadek nie bedziemy korzystac z niektorych udogodnien, bo zapewne potem by zazadali doplaty :)
To by bylo tyle na temat mafii tajlandzko kambodzanskiej:)
Oprocz nas nikt nie stwarzal problemu wiec ta i podobne mafie i naciaganie turystow dlugo jeszcze beda kwitly i dobrze prosperowaly. W koncu dla Anglikow, Niemcow, Kandajczykow, Francuzow czy Norwegow, bo te nacje byly z nami w autobusie, 20$ w ta czy w tamta nie robi roznicy. Dziwne tylko, ze nikomu nie zalezy na wolnosci wyboru.