Wstalismy około 7.00 rano. Spakowaliśmy namiot i cały nasz majdan, co nie bylo zbyt latwe z uwagi na to, ze obozowisko bylo rozstawione na plazy w piachu a nie chcielismy zabrac ze soba zbyt duzo tego piachu, potem poszlismy pieszo do miejsca skad odjezdzaja taksowki do portu. Koszt takiego przejazdu to 120BHT na osobe, gdyż trzeba przejechac prawie cala dlugosc wyspy. O kolo 12 wyjechalismy autobusem z przystani ( juz na stalym ladzie) za 250 BHT od osoby i okolo 20.00 dotarlismy do wielkiej betonowej dzungli czyli Bangkoku. Przywitaly nas neony, drapacze chmur wielopoziomowe skrzyzowania, rzeki samochodowych swiatel. W tej dzungli latwiej zginac niz w tej prawdziwej z jadowitymi pajakami i wezami. Choc male trzesienie ziemii w godzinach szczytu zrobiloby tu niezla jatke :) Odebralismy nasze paszporty z wizami do Wietnamu i Laosu i poszlismy szukac jakiegos lokalu. Po drodze spotkalismy pare Ukraincow. Polecili nam hotel w ktorym sie zatrzymali, poniewaz nie moglismy znalezc zadnego wolnego pokoju. Okazalo sie, ze tam sa miejsca i wzielismy tani pokoj za 200BHT . W dodatku jest tu cicho w nocy, a nie tak jak w poprzednim hotelu, gdzie koniecznoscia bylo wkladanie waty do uszu by moc spac :) gdyz w poblizu na ulicy do pozna w nocy odbywaly sie dyskoteki.