Przejscie graniczne do Indii znajduje sie w miejscowosci Banbasa i jest znacznie mniej popularne niz dwa pozostale. Widzielismy tylko jedna biala gebe. Z Banbasy przejscie graniczne do centrum (ok.5km) znowu riksza rowerowa ale tym razem juz kazdy znas oddzielna zeby sie hindusy nie przemeczyli, zreszta jeden i tak by nas nie wzial - ten narod nie jest taki skory do pracy jak w Nepalu. Z Banbasy mial byc bezposredni autobus do Delhi. Wiec zadowoleni wpakowalismy sie do niego o 11.30 ze wszystkimi bambetlami. Odleglosc juz za duza nie byla - do Delhi tylko 315 km wedlug drogowskazow, wiec sobie myslimy jakies 5-6 godz. jazdy to jeszcze na obiad zdazymy. A tu bileter nam mowi ze bedziemy ok. 9 - 10 w nocy. A pewnie dobrze nie zna angielskiego i mu sie godziny pomylily mowimy sobie. Niestety nie pomylily mu sie... Dotarlismy o 10.30!!! Nie wiemy jak ten autobus jechal. Potem czekala nas jeszcze prawdziwa wojna z naganiaczami, ktorzy dopadli nas jak krwiopijcze hieny. Ale nie z nami juz te numery! W koncu ok. 12w nocy ladujemy w jakims hotelu niedaleko dworca kolejowego, gdzie jest taniej zjesc i przespac. Ale nas to w sumie kosztowalo 490Rs, czyli ponad 10$ bo wlasciciel doliczyl sobie jeszcze dwa podatki :) Jutro idziemy szukac tanszego przybytku rozkoszy :)