Jetsesmy troche zmeczeni ale zadowoleni. Trekking to wspaniale doswiadczenie dla kazdego kto kocha gory. W Himalajach wszystko jest ogromne. szczyty, doliny, koryta rzek- tylko ludzie sa mali, szczegolenie tubylcy. Tatry to w porownaniu z Himalajami to "baby mountains" - jak trafnie okreslil sprzedawca z Kathmandu u ktorego kupowalismy nasze ubrania gdy uslyszal jaka wysokosc maja najwyzsze szczyty w naszych gorach. Dopiero wedrujac w Himalajach rozumie sie jakie sa wielkie. Tutaj jedna dolina mozna wedrowac przez wiele dni. Jesli ogladaliscie Wladce Pierscieni to zrozumiecie jak wedruje sie wczasie takiego trekkingu. Zupelnienie jak w starych opowiesciach gdzie wedrowalo sie czasem szerokim goscincem a czasem waska sciezka, zatrzymujac sie na nocleg w przydroznych gospodach. Przeszlismy ponad 200 km czyli tyle ile potrzeba by obejsc dookola cale Tatry a zobaczylismy tylko niewielka czastke Himalajow.
Rano okolo 9 wsiedlismy do autobusu w kathmandu ktory nas zawiozl do Besisaharu czyli wioski w ktorej mielismy zaczac nasz trekking wokol Annapurny (ok 220Km).
Za autobus zaplacilismy 800 Rs. W autobusie zobaczylismy, ze jedzie w nim biala kobitea wraz z miejscowym przewodnkiem, z pewnością też wybierali się na treking. W trakcie jazdy byly atrakcje w postaci teledyskow (trzech) puszczanych w kolko przez prawie cala podroz czyli okolo 8 godzin. Po paru godzinach jazdy zobaczylismy na horyzoncie wysokie osniezone szczyty, ktore na tle niebieskiego nieba wygladaly jak fototapeta, jak namalowane. Poniewaz do Bessisahar dotarlismy ok 17 nie bylo juz sensu zaczynac tego dnia trekkingu i musielismy przenocowac w hoteliku za 100 Rs (ta cena nas bardzo zaskoczyla). Wody cieplej oczywiscie nie bylo ale tym sie zbytnio nie martwilismy.