Rzeka Nam Ou plynie przez piekna, gorzysta i jeszcze w dzika okolice. Niestety nie wrozymy jej swietlanej przyszlosvci. Do rzeki wjezdzaja autobusy, samochody i motory, ktore tam sa myte po jezdzie w kurzu i pyle. Olej kapie z silnikow ( a jak wiadomo jedna kropla oleju zanieczyszcza kilka tysiecy litrow wody!!!) a ponizej lokalni kapia sie i piora. Rejs lodzia trwal okolo 4 godziny. Widoki byly naprawde super. Gory, las i male rozsiane nad brzegiem rzeki wioski, gdzie dzieciaki czesto nagie :) entuzjastycznie witaja przybyszow. Wymarzone, idealne miejsce na splywy kajakowe!!! Choc miejscami bystrza sa dosyc silne. Niestety mozliwosc wypozyczenia kajaka i indywidualnego splywu rzeka nie istnieje. Sa tylko zorganizowane wyprawy i chore ceny ale o tym pozniej. Rejs bylby cudowny gdyby nie halas silnika... Gdy kilka razy sternik go wylaczyl to cisza byla porazajaca. Roland czy pamietasz haslo: "TO CISZA KRZYCZY TAK...." .
W drodze zatrzymalismy sie na krotki postoj w miejscowosci Muang Ngoi Neua. Jest to lokalna wioska, z ktorej uczyniono turystyczne miasteczko. Na szczescie guest housy bardzo dobrze komponuja sie z otoczeniem, nie ma tam drog ani samochodow, ani telefonow, ani internetu, dzieki temu miejsce to nadal zachowuje lokalny charakter. Zapewne jednak niedlugo, poniewaz z sasiedniej wsi juz ciagnie w tym kierunku budowa drogi.
Zatrzymalismy sie w miejscowosci Nong Khiaw, rowniez urokliwie polozonej w tej gorzystej krainie. Rano witala nas chlodna, mglista pogoda a w dzien temperatura wynosila grubo powyzej 30stopni. Wybralismy sie na rowerach bardzo mizernej klasy (Przemek przy podjezdzie prawie wyrwal kierownice) do pobliskiej jaskini i na poszukiwanie wodospadu, o ktorym wspominaja w przewodniku. Jaskinia to wlasciwie ogromna dziura w skale, ktora nie wywarla na nas specjalnego wrazenia ale za wstep oczywiscie trzeba bylo zaplacic 5000 KIP od osoby (pewnie dlatego ze kiedys ukrywal sie w niej jakis tutejszy komunistyczny przywodca). Wodospadu nie udalo nam sie znalezc, chyba ze byla to mala kaskada na plynacym wzdluz drogi strumieniu. Po poludniu wybralismy sie rowniez spacerkiem lesna sciezka do sasiedniej wioski bez pradu i drogi dojazdowej. Mozna tam bylo podpatrzec jak zyja i mieszkaja tutejsi ludzie. W drodze napotkalismy na prace przy budowie drogi, rowniez z uzyciem dynamitu. Kilkadzisiat metrow przed frontem robot widzielismy jak mrowki ewakulowaly swoje gniazdo przed zblizajaca sie zaglada, wynoszac jaja z mrowiska. Zatrzymalismy sie tez na chwile na malej, piaszczystej plazy przy rzece, ktorej nikt juz z pewnoscia nie zobaczy bo zblizajaca sie droga zniszczy to miejsce.
1$= 8300 -8470 KIP w zaleznosci od miejscowosci
hotel (raczej spelunka) - 40 000 KIP
rower - 20 000 KIP
ryz z kurczakiem - 12 000 KIP (w najtanszej lecz bardzo fajnej restauracji,ktora prowadzi uczciwy Hindus i oferujacej jedzenie indyjsko-laotanskie)
bus do Luang Prabang - 35 000 KIP (trudno ten pojazd nazwac busem, byla to raczej ciezarowka pasazerska)
pomarancze 6000 KIP
Woda 1.5l 5000KIP
Pepsi 12000KIP
wszelkie wycieczki zorganizowane od 20$ wzwyz