Wypozyczylismy dzis rano skuter i pojechalismy do wodospadu Datanla. Szybko pozalowalismy, ze sie tam wybralismy. Tlumy ludzi, panie na szpileczkach usiłujące przemieszczać się po śliskich kamieniach, wrzask nieml zagluszajacy szum wodospadu. Kolejka ludzi przesuwajaca sie w iscie zolwim tempie. Okropnosc. Sam wodospad to calkiem przyjemne miejsce ale w takich warunkach nie moza go podziwiac. Wietnamce oszpecili to miejsce stawiajac przy wodospadzie knajpy, stoiska i sklepy z pamiatkami. KOMERCJA!!! Szybko sie z tamtad ewakuowaliśmy i pognalismy motorkiem do Langbian czyli pobliskiej gory. Tam tez Wietnamce wsadzili swoje palce by jak najbardziej skomercjalizowac to miejsce. Ludzi wywozi sie na gore asfaltowa droga Uazami a odbijajacy odniej szlak pieszy na gore jest nie oznakowany i nie mozna go znalezc. Tak wiec wyszlismy tylko na nizsza gore (1932m) bo na wyzsza nie wiadomo jak isc. Z gory rozposciera sie widok ma okolice pelna dymu z plonacych traw w lasach. Gora jest porosnieta sosnami ale innego gatunku niz nasze, majacymi dlugie igly. W drodze powrotnej pojechalismy do jeziora, ktore spostrzeglismy z gory. Tam wreszcie zaznalismy ciszy i spokoju. Oprocz paralotniarzy cwiczacych w poblizu brzegu nikogo nie bylo. Co za ulga.
Tym razem na wycieczke skuterem ubralam sie w odpowiedni stroj, tak jak to robia tubylcy - czyli maska i kapelusz pod kask, zeby znow nie zmaltretowalo mi twarzy. Ten sposob sprawdzil sie doskonale :)