Marsz do Marphy byl bardzo upierdliwy a to z powodu hulajacego, bardzo silnego wiatru w dolinie rzeki Kali Gandaki. Wiekszosc trasy pokonywalismy korytem rzeki ktora o tej porze roku jest niewielka. W Jomson stolicy okregu Mustang zjedlismy zupke i po raz pierwszy moglismy napisac do domu smsa z wiadomoscia, ze zyjemy. Po tej stronie przełeczy jest znacznie cieplej nie liczac tego wiatru. Po drodze spotyka sie jabloniowe sady i wierzby, ktore na tej wysokosci wygladaja dla nas dosc surrealistycznie. Do Marphy dotarlismy ok.16. Misateczko ma typowo turystyczny charakter i poniewaz jest polozone w bocznej dolince nie czuc tu wiatru. Ceny zywnosci spadaja.My jak ostatnie burzuje wzielismy pokoj z lazienka za 250Rs a pozostale byly po 100Rs. Mielismy tu pierwszy cieply prysznic od Manangu. Woda byla ogrzewana elektrycznie wiec nie musielismy liczyc na ogrzewanie sloneczne. Do 22.30 robilismy pranie, ktore oczywiscie na drugi dzien ne mialo szans wyschnac. W naszym hoteliku zjedlismy bardzo dobre jableczniki (szarotki).