Podroz do Madrasu tez byla troche meczaca a to z powodu dlugiego nocnego oczekiwania na lot i brak mozliwosci wyspania sie. Musielismy do godz 11 rano opuscic nasz guest house i wcześniej też nie dało się zdrzemnąć. Wiekszosc czasu wiec spedzilismy na plazy. Wprawdzie udalo nam sie przysnac ale zalala nas fala i musielismy rzeczy suszyc i taki byl z tego pozytek. Na lotnisko pojechalismy tuk-tukiem za ostatnie 500 Rs. Na lotnisku wszedzie kontrole bagazy. Od razu przy wejsciu do budynku pierwsze przeswietlanie bagazu i rewizje. Tam siedzielismy od godz 21 do 1 w nocy oczekujac na odprwe. Przy wejsciu do bramki naszego samolotu, znowu przeswietlali bagaz podreczny a potem jeszcze kazali sciagac buty. Dobrze, ze chwile wczesniej zdjelem swoej smierdzace sandaly i wyrzucilem do kosza bo by wszyscy padli:) Gdy juz sadzilismy, ze mamy wszystkie kontrole za soba to kiedy wchodzilismy na poklad samolotu, w rekawie znowu rewizja bagazu i obmacywanie:)! Maja tutaj jakąś paranoje na punkcie bezpieczenstwa. Nawet w Izraelu tak nas nie kontrolowali:)!Przy wyjsciu z lotniska w Madrasie czyli Chennai tloczyl sie taki tlumek naganiaczy jakiego jeszcze nie widzielismy! Ale olalismy delikatnie mowiac ich usulgi. Przemek wymienil pieniadze. Kurs tutejszej rupii to 1$=44INR. Probowalismy znalezc jakies tanie polaczenie lotnicze do Patny w biurach linii lotniczych na lotnisku ale cena wynosila powyzej 350$, wiec zdecydowalismy sie na pociag. Wzielismy tuk-tuka za 300INR i jechalismy okolo 20 km do Dworca Kolejowego. Wszystko wydaje sie tu podobne jak na Sri Lance tylko jak narazie z tego co zauwazylem drogi maja lepsze. Ale w koncu Madras to duze 6mln miasto). Jednak na Dworcu to juz nie bylo tak rozowo. Zostawilem Dorus na lawce w poczekalni a sam udalem sie na rekonesans by sie polapac jak to wszystko tutaj dziala. Tlumy ludzi, halas trudno sie kogos o cos dopytac ale w koncu namierzylem kase gdzie sprzedaja bilety dla zagranicznych turustow. Znalazlem przechowalnie bagazu a ma ona tutaj ladna nazwe:CLOAK ROOM, zostawilsmy tam nasze plecaki i poszlismy zalatwiac bilety. Do Patny nie znalezlismy biletu ale zaoferowala nam kobieta w kasie bilet na dzisiaj do Varanasi a stamtad do Patny. Pociag z miejscami do spania kosztowal nas 1450INR czyli liczac dolara po 3zl (ponoc juz tyle kosztuje) to wynosi ok.100zl polskich. Do Varanasi bedziemy jechac 2 noce. A cala podroz na miejsce czyli do Patny zajmie 3 dni a potem jeszcze kilkanascie godzin autobusami do Kathmandu w Nepalu. Tak wiec Indie to duzy kraj i zwiedzimy go po wyjezdzie z Nepalu (chyba, ze w miedzy czasie zmienimy plany). Narazie Indie nas nie przerazily jak co niektorzy straszyli. Nocna podroz odsypialismy w jakims parku na trawie. Naszczescie tutaj tak mozna i wtapialismy sie w tlum tubylcow:) Co prawda jest smrod,brud i ubostwo ale do tego juz zdazylismy sie przyzwyczaic. Chociaz slumsy, ktore mijalismy po drodze idac sobie na plaze, moga jeszcze zadziwic. Zdjecia zamiescimy pozniej bo tutejsze komputery (w kafejce na dworcu) sa raczej slabo wyposazone w oprogramowanie. Nie wiemy kiedy bedzie nastepny wpis. Czy z Indii czy juz z Nepalu. W Varanasi bedziemy tylko kilka godzin chyba, ze nie zdazymy na pociag do Patny na ktory mamy juz kupiony bilet. Wiec mozemy nie dawac znaku zycia przez kilka dni.