Do Varanasi jechalismy pociagiem w wagonie z miejscami do lezenia. Takie nasze kuszetki ale nie daja poscieli i nie ma przedzialow. Naszczescie mielismy bez klimy (kosztuje drozej i nie mozna otwierac okien) ale z wentylatorami ktore w zupelnosci wystarczyly. Niestety musimy stwierdzić, że w naszym europejskim mniemaniu Hindusi sa strasznymi śmieciarzami. Wszedzie smieca, w wagonie, wyrzucaja smieci przez okno. Jednym slowem brud, smorod i syf. W pociagu zamowilismy posilki, ktore podaja na plastikowej tacy. Po zjedzeniu posilku zwrocilismy tace z jednorazowymi talerzami i opakowaniami. Zbierajacy popatrzyl na nas z degustowany a nastepnie wszystko wyrzucil przez okno. Malo tego, kolejny posilek podal nam juz na papierowej, jednorazowej tacy, ktora oczywiscie musielismy sami wywalic przez okno. Podrozowalismy w towarzystwie kelnerki z Japoni. Bardzo zabawna osoba. jechal z nami rowniez mlody Tamil, ktory na pytanie dlaczego nie ma tu smietnikow, tylko wzruszyl ramionami z usmieszkiem na ustach i kazal nam wyrzucac przez okno. Podroz strasznie sie nam dluzyla bo z Madrasu wyjechalismy ok 17.30 dnia 15.11 a do Varanasi dojechalismy ok. 9.30 dnia 17.11. Pociag mial tylko godz opoznienia na trasie liczacej ponad 2100 km. Varanasi nie zdazylismy zwiedzic, bo dlugo szukalismy jedzenia w miescie a poza tym o 12.30 mielismy nastepny pociag do Patny, ktory przyjechal spozniony 30 min. To co nas uderzylo w Varanasi to jeszcze wiekszy brod, gory smieci i halas. Na dworcu kolejowym mozna ujrzec caly przekroj tutejszego spoleczenstwa oraz wszelkie mozliwie deformacje ciala, kalectwa i inne schorzenia. Oraz mase zebrajacych.